Bransoletka z pieskiem


Przedstawiam Wam dziś kolejny gadżecik lub dodatek, który odróżni Was nieco od wszystkich innych Panien na ulicach Waszego miasta. Dzisiaj będzie to coś bardzie uroczego i dziewczęcego niż szalonego z elementami plastiku jak to często się zdarza. Ja osobiście jak widzę wszystkie dodatki do ubrań, biżuterię czy gadżety z Hello Kitty to już czuję takie znudzenie. Nie mam nic do tego trendu - ani na plus ani na minus - ale myślę, że to już przemiło i o ile koty są fajne to może czas na coś nowego?

Ja jestem z tych osób co woli koty niż psy - tym bardziej, że około roku tomu prawie dorwał moją nogę jakiś wielki pies - pomimo tego,że nic nie robiłam a tylko przechodziłam obok. Tutaj apel do właścicieli psów, jak wiecie, że pies ma skłonności aby za nim się pchać do kostek innych ludzi to nie chodźcie z nim sobie po środku chodnika bez kagańca! Nie wiem jak ta babka musiała być niewtajemniczona w życie i zachowanie swojego psa jednak przez jej fail ja obecnie boję się psów - czego wcześniej nie było.

Wracając do miłych tematów chcę Wam przedstawić słodką srebrzystą bransoletkę z pieskiem, która doda Wam troszkę elegancki a na pewno dużo uroku.


Taki piesio może być nasz za jedyne $1 czyli około 3,30zł. Takie pies na pewno nie ugryzie :-)

Osobiście wcześniej obawiałam się tego, że takie bransoletki strasznie utrudniają prace przy komputerze, a najbardziej pisanie, jednak niedawno (coś koło 2 tygodni temu) przyszła moja bransoletka w takim samym stylu, tyle że z serduszkiem i w niczym noszenie jej nie przeszkadza.

Rozmiar pieska to 2,0 cm x 1,5 cm
Bransoletka ma 18cm + kilka cm które można sobie dodać z łańcuszka.
Gdzie to dostać? Oczywiście jak możecie się domyślić po moich wcześniejszych wpisach - na eBayu.com w wersji co.uk nie wykluczone, ze też są, ponieważ te cudeńko ma wielu sprzedawców.

Bardzo fajnie wyglądałaby taka bransoletka do  luźnej koszulki polo z krótkich rękawkiem. Polecam nie tylko wielbicielom szczekających czworonogów, ale wszystkim kobietkom, które chcą wyglądać słodko i dziewczęco i wyróżniać się na tle innych.


Zawieszka z fasolką


Dzisiejszy wpis będzie dotyczył pewnej zawieszki, która bardzo mi się spodobała. Co mnie w niej urzekło to design i pomysł. Jak po tytule się idzie zorientować to chciałabym pokazać Wam fasolkę. Zawieszki serduszka, kwiatki czy kółeczka to normalka i dobrze jest mieć coś takiego, ale czasem fajnie jest mieć też coś ciekawego co przekuwa wzrok swoim pomysłem.

Kiedy lubimy się ubierać dość klasycznie, bez koronek, zakładek, plisów i tak dalej dobrze jest miecćwłaśnie jakiś ciekawy, designerski wisiorek aby nadać naszemu wyglądowi ciekawego zacięcia. Kto by się spodziewał, że na naszym dekolcie będzie wesoło dyndać złota fasolka z perłowymi ziarenkami...

Tak wyglądają fasolki. Wersja złota i wersja srebrna.

Ich kształt sprawia, że przepięknie odbijają światło w obojętnie jakim ustawieniu na naszej klatce piersiowej. Perełki delikatnie wychodzą z łupinek co sprawia, że całość jest bardzo urokliwa i słodka.

Tak fasolka prezentuje się na modelkach.



Jak widzicie łańcuch jest dość długi a fasolka duża więc na pewno będzie na siebie zwracać uwagę. Jak widzimy nawet rozlazły sweter modelki nabiera czegoś fajnego w połączeniu z ta urokliwą fasolką.

Taka fasolka może być nasza za $1,59, z darmową wysyłką.


Moda dla Haiti: 1 mln serc


eBay wraz ze znanymi projektantami tym razem poprowadził piękną i ciekawą inicjatywę pomocy Haiti. Przez kilka dni będziecie mieli możliwość kupienia specjalnie robionych serduszek przez znanych projektantów, a pieniądze z tej akcji będą przeznaczone na pomoc dla Haiti.

Cena rozpoczyna się od 50 dolarów a serduszka są naprawdę śliczne i oryginalne. Nie znajdziecie gdzie indziej takiego serducha. Serduszka są tylko w formie jednego egzemplarzu a dostanie go ten, kto wygra w aukcji.

Pokażę Wam kilka pierwszych plac włącznie z obecnymi cenami i mam nadzieję, że kogoś bardziej majętnego niż ja zachęci to do pomocy Haiti i do zdobycia jednego w swoim rodzaju serducha :-)









Chłopiec w pasiastej piżamie


Nie mam w zwyczaju robić recenzji filmowej a tym bardziej poświęcać takiej cały jeden post jednak po obejrzeniu dziś "Chłopca w pasiastej piżamie" stwierdziłam, że naprawdę warto. Nie obchodzi mnie za bardzo kto jest reżyserem i na ogół jedynie jestem na nie kiedy słyszę Tarantino i jestem na tak gdy słyszę Copollę, jednak Mark Herman (reżyser tego filmu) nie jest mi znany. 

Dlaczego ten film zasługuje na to, żeby go obejrzeć? Ponieważ oddaje sytuację niemiecko żydowską w taki sposób, który może obejrzeć cała rodzina. Nie ma tam wielu wychudzonych ciał, wystających kości. Wszystko jest jakby widoczne oczami dziecka. Dzieckiem tym jest młody (8 letni) niemiecki synek oficera. Młody Bruno - bo tak mu na imię - pewnego dnia znajduje drut kolczasty, którym odgrodzony jest obóz koncentracyjny, a przy płocie z drugiej strony siedzi również 8 letni żydowski chłopiec o imieniu Szmul. Chłopcy powoli się zaprzyjaźniają. Ich przyjaźń jest beztroska tym bardziej, że ani niemiecki chłopiec nie wie czym jest obóz koncentracyjny ani żydowski chłopiec nie wie co faktycznie go czeka.


Nie chcę Wam robić spoilerów, chciałabym Was zachęcić do obejrzenia tego filmu. Są momenty bardzo przyjemne i miłe, ale są i momenty kiedy zęby się zaciskają. Jeśli chcecie pokazać młodszym nieco historii i nie zamykać im oczu poprzez zbyt drastyczne sceny, to ten film jest idealny. Mamy tu dużo znaczących scen, który niby są lekkie ale tak
naprawdę gra aktorska mówi o wiele więcej. Sami chłopcy są świetni i od samego początku nie da się ich nie polubić, dlatego siedziałam jak zaklęta i oglądam film. Jestem pewna, że o ile zdecydujecie się na ten film to wciągnie Was równie mocno, ponieważ jest to taki film, który żałujemy że obejrzeliśmy, bo nie możemy go obejrzeć drugi raz "po raz pierwszy" :-)

Oryginalna nazwa: The Boy In The Striped Pyjamas
Rok: 2008
Kraj: USA/Wielka Brytania
Czas: 105 minut


Moje zakupy


Dziś troszkę nietypowy wpis, wiem bowiem, że czasem lubicie poczytać co te blogerki robią poza pudrowaniem buźki, dobieraniem strojów lub szukaniem idealnej szminki. Pokażę Wam dziś moje zakupy, takie normalne, domowe, które postanowiłam Wam w sumie sfotografować dopiero po tym jak przyszłam do domu.

Największą zabawę mam z faktu, że kupiłam jakieś liście jedynie dlatego, że były w przecenie i ładnie wyglądały. Podejrzewałam, że to może liście buraka ale nie byłam pewna, moją hipotezę poparła Ania oraz paragon na którym nasze liście oznaczone są jako botwina.



Teraz chcę wszystkim gadającym, że jedzenie zdrowo jest drogie pokazać z bliska rachunek.


Moje drogie Panie najdrożej (14zł) dałam za komplet dwóch par stopek (niestety balerin na gołe nogi nie mogę nosić, bo niestety obcierają).

Ogólnie może Was zdziwić co ja tyle jem tych budyniów, kisieli i galaretek? Po 1 kości mi strzykają więc galaretka jak najbardziej. Podobno żelatyna pomaga tworzyć maź międzystawową. Dodatkowo lubię do pracy sobie przygotować jedno danie na słodko i drugie takie obiadowe. Ulubione ostatnio zestawy to galaretka z zatopionymi bananami (bez banana w pracy jestem jakby niepełna :p) a drugie danie to makaron w sosie myśliwskim lub serowym z warzywkami. Teraz jak widzicie wzięłam jakiś instant makaronowy z ciekawości - zobaczymy :-)

Wszystkie warzywa pachnące, aż się chce zjeść a na jabłuszko skusiłam się od razu po przyjściu do domu. Niby w obniżce ale nic im totalnie nie jest, wszystko pachnące, świeżutkie  Od razu polecam jabłuszka gatunku Szampion, bo smaczne.


Mechelinki niedzielny spacerek


Wczoraj udało mi się narzeczonego wyciągnąć na spacerek i padło na Mechelinki. Mechelinki to według Google "stara wieś kaszubska w Polsce położona w województwie pomorskim, w powiecie puckim, w gminie Kosakowo". Jakkolwiek brzmi to bardzo sztywnie to miejsce jest naprawdę godne polecenia. Ma swój urok, póki co nie ma tutaj tłoku, chociaż miejsce parkingowe akurat trudno było znaleźć, ale przynajmniej dało się normalnie znaleźć kawałek spory plaży jedynie dla siebie.

Mechelinki ostatnio się uatrakcyjniają ponieważ blisko przy plaży powstaje kompleks niskich parterowych budynków, które mają być przeznaczone na handel. Oczywiście (ktoś w końcu pomyślał) budynki te stoją tak, że nie zasłaniają widoku zatoki gdańskiej. Mechelinki to faktycznie bardzo mała miejscowość, mamy tu kilka domków, restauracje, ławki i plażę, jednak wszystko jest tak ładnie poustawiane, że jest naprawdę urokliwe. Gdyby jeszcze gdzieś był jakiś porządny parking byłoby o wiele lepiej ponieważ wtedy nikt by się nie pchał autem na plażę, zasłaniając widoki osobom będącym w restauracji oraz na ławeczkach obok.

Jeśli jesteście z Trójmiasta to tak wygląda dojazd do Mechelinek.


Jeśli będziecie jechać to tak wygląda zjazd w lewo na Mechelinki.


Jest znak zieloniutki, więc jak nie jedziecie za szybko to na pewno nie przegapicie, a jeśli macie kiepski wzrok to polecam wypatrzeć Bosch'a, bo się chyba lepiej rzuca w oczy.

Teraz czas na kilka fotek, które popstrykałam. W razie czego od razu mówię, że foto powyżej (przed skrętem) nie jest moje tylko pochodzi z Google Maps, kiedy ja tam byłam to była piękna pogoda, jak z resztą zaraz zobaczycie na zdjęciach. Zapraszam do galerii :-)








A tutaj mój model :-)



Pomyślcie.. skoro teraz już wygląda tam jak na Teneryfie, to jak będzie wyglądać, kiedy będzie cieplej? 


Editt Lakier Magnetyczny


W weekend miałam troszkę wolnego czasu dlatego też udałam się do tak zwanego taniego sklepu. Nie miałam zamiaru nic kupować, a bardziej się zorientować co jest. Lubię tak czasami wejść do sklepu tylko po to, aby się zorientować co mają w swojej ofercie. Byłam już wcześniej w tamtym sklepie dlatego też wiedziałam czego mniej więcej można się spodziewać - od razu piszę - nie bierzcie stamtąd kosmetyków, które nakładacie na twarz. Ewentualnie jakiś błyszczyk (ja mam dwa, ale na to ile razy widziałam co tam jest to te 2 błyszczki to jak kropla w morzu tego szajsu, który tam oferują). Lubię tam jednak szukać lakierów do paznokci. Moje paznokcie są w dobrej kondycji i zawsze były, bez pigułek czy odżywek dlatego czasem zaryzykuję markę XYZ jeśli ma naprawdę ciekawy kolor. Kiedy idę do Hebe, Rossmanna, czy Natury to na ogół tam są zawsze te same marki więc ogólnie wiem jakie kolory tam znajdę a takim takim sklepie nikt tego nie wie :-)

Właśnie w tym sklepie wyczaiłam lakier magnetyczny editt. Było kilka kolorów, w tym każdy mardzo metaliczny. Ja nie przepadam za metalicznymi lakierami, tym bardziej że większość z nich sprawia, że moje blade ręce wyglądają jeszcze bardziej trupio - jednak, stwierdziłam, że jak jest za 5,50zł to wypróbuję i napiszę Wam recenzję.

Akurat w moim tanim sklepie były tylko te dwa kolory oraz ziemna zieleń. Mój typ to ten niebieski.



Jeśli już znacie lakiery magnetyczne, to pewnie wiedzie, że do każdego takiego lakieru mamy dołączony magnes, który sprawia, że ze zwykłego pomalowanego na niebiesko pazurka, robi nas się wzorek.

Wzorki bywają różne, ja akurat w tym sklepie natrafiłam tylko na spiralę oraz kratkę. Wybrałam kratkę.


Po pomalowaniu pazurka lakier schnie bardzo szybko tym bardziej, że lakier jest dość gęsty i nakłada się go dość sporo.

Sam kolor takiego lakieru jest całkiem w porządku. Dla mnie jako Pani Wiosny ten kolorek troszkę nie bardzo, jednak dla jakiegoś Lata czy Zimy by było całkiem fajnie.

Jak widzicie jednak lakier nie jest dla wielbicielek matów i pasteli. Lakier jest silnie metaliczny. Oczywiście jak się domyślamy musi taki być ponieważ musi zawierać cząsteczki metalu, które będzie przyciągać nasz magnes.

Na opakowaniu napisane jest, że trzeba umieścić magnes w odległości 3mm od paznokcia i trzeba to uczynić niezwłocznie po pomalowaniu.


Nie spieszcie się jednak zbytnio bo możecie przez przypadek dotknąć pazurkiem magnesu.


Oczywiście działa on wtedy nadal, jednak trzeba go później czyścić, no i oczywiście malować pazurka od nowa. Co do działania tego cuda, to nigdzie nie jest napisane, ile to trzymać, zatem ja odliczałam od 1 do 10 i wtedy wzorek wychodził OK. Zorientowałam się jednak, że wystarczy nawet jedna sekunda, aby pojawił się wzorek. Od razu muszę nadmienić, że nie ważne czy trzymamy sekundę czy minutę wzór będzie tak samo widoczny.

Tak wygląda to u mnie.



Szczerze mówiąc spodziewałam się troszkę więcej. Wzór jest bardzo niewyraźny i miejscami wygląda jakby się przerywał.

Osobiście nie polecam tego lakieru, albo przynajmniej tego wzoru, dlaczego? No jak widać, jest niewyraźny i w ogóle nie przypomina kratki. Jeśli ktoś ma ciemniejszą karnację i pasuje mu taki kolor to może taki lakier sobie nabyć do stylizacji gwiezdnych. Fajnie by takie pazury pasowały do gwiezdnych legginsów jednak innych zastosować nie widzę.

Więc jeszcze raz:
PLUS za cenę, tylko 5,50zł
PLUS za konsystencję, gęsta, ale nie lepiąca
PLUS za pędzelek, nie za duży nie za mały

MINUS za mały wybór kolorów
MINUS za słaby efekt końcowy


Opakowanie oraz zapach typowy więc nie wliczam ani na plus ani na minus.



Punkowy naszyjnik


Przeglądając eBaya zrobił na mnie wrażenie ostatnio jeden taki naszyjnik. Wracam do niego jakiś czas aby się zastanowić czy go sobie nie kupić. Jest on w cenie 7 dolarów, czyli jakieś 25 złotych. Dylemat trwa ponieważ nie za bardzo wiem do czego aktualnie by mi pasował, jednak jego stylistyka jest taka fajna, ciekawa i nietuzinkowa, że wciąż do niego wracam - może po prostu lubię na niego patrzeć?

Bardzo chętnie Wam go pokażę ponieważ może którejś z Was spodoba się na tyle, że go weźmie a ja już będę uwolniona od jego uroku :-)

Oto on!

To połączenie złotych centek w stylu starodawnych malowideł ze srebrną skórą węża jest po prostu genialne. Myślę że gdybym miała bardziej egzotyczną urodę to bym się skusiła bez wahania a ja taka typowa słowianka jestem :-)


Skejterska spódniczka


Jestem osobą, która często robi kilka rzeczy na raz i jedząc płatki czekoladowe z mlekiem sojowym, oglądając jednym okiem film z Beyonce weszłam na eBaya aby sprawdzić jakie mają ciekawe spódniczki w nie wysokiej cenie. Natrafiłam na ciekawą propozycję. 

Sprzedający określa te spódniczki, jako "Skater skirt" czyli skejtowska spódniczka albo jako "Jersey Shore skirt" czyli spódniczka z wybrzeża Jersey czyli nazwy wydają się bardzo intrygujące. Nie ma tu jednak mowy o jakimś dziwnym wybryku projektantów mody. Omawiana spódniczka faktycznie pasuje jak dla mnie i do bluzy skejtowskiej jak i do bluzki bez pleców na plażę w Jersey.






Spódniczka u różnych sprzedawców jest w cenie od 9 do kilkunastu dolarów czyli około 30-40zł. U niektórych sprzedawców mamy również opcję darmowej przesyłki.

Spódniczka jest wykonana z bawełny.

Rozmiar jest uniwersalny ale od rozmiaru US 2 (32) do rozmiaru US 8 (38) dzięki wbudowanej gumce. Jej długość to 40cm.

Osobiście podoba mi się bardzo uniwersalność tej spódniczki oraz to, że jest z grubszej bawełny (wnioskuję po ułożeniu się materiału). O ile do legginsów jak najbardziej nie widzę jej jednak do gołych nóg, bo bałabym się, że się podwinie. Problem może być też kiedy mamy większe bioderka i udka wtedy momentalnie spódniczka sięga nam wyżej. Widziane tutaj spódniczki są na Paniach o bardzo cienkich nóżkach i zapewne o nie wystających bardzo bioderkach dlatego te spódniczki mają jeszcze dość dobrą długość jednak nie wiem czy dobry gust pozwala nam na odjęcie jeszcze kilku centymetrów z długości kiedy nasze szersze pupcie i bioderka zajmą większy obszar spódniczki. Warto więc zanim się coś kupi zawsze odmierzyć na sobie miarką krawiecką czy taka długość będzie nam odpowiadać. Pamiętajcie wtedy usiąść, pochylić się i inne takie aby mieć pewność :-)




Ogórek na Twarz


Od pewnego czasu to tu to tam natrafiam na przykłady wykorzystania żywności w naszych zabiegach kosmetycznych. Dawno już słyszałam o tym, że ogórek jest zbawienny dla naszej buzi. Przecież często widać nawet na filmach jak babeczki chodzą z plasterkami ogórków na buzi. Nie jest to bynajmniej jakaś głupia parodia kobiecych zachowań a faktycznie świetny sposób na... wybielenie cery.

Nie chodzi tutaj o to, że jeśli przyłożycie ogórka na twarz to zaraz stanie się ona biała. Jest to dobry sposób na wszelkiego rodzaju nierówne opalenizny i wczesne piegi. Nie możemy jednak wymagać od biednego ogórka, że potrzymanie tego raz przez kilka minut zrobi z naszej cery jednolitą w kolorze płaszczyznę. 
Sok z ogórka dodatkowo działa łagodząco i pomaga nam zniwelować zaczerwienienia, dobrym sposobem jest także położenie go na powieki, bo niweluje to czerwoność oraz działa kojąco nawet na zmęczone oczy całodniowym siedzeniem przy komputerze :-)

Aby wykonać sobie taki zabieg wystarczy umyć ogórka i pokroić go na plasterki. Cały zabieg się kończy wtedy kiedy nasz ogórek jest wyschnięty.

Po zdjęciu podeschniętych plasterków z ogórka z pewnością będziecie odczuwać taki jakby powiew świeżego powietrza na buzi. Możecie też odczuwać jakby zwiększenie filtracji powietrza między otoczeniem a Waszą skórą - co naturalnie jest dość miłym i pozytywnym efektem tego zabiegu. Ja osobiście czułam również napięcie skóry - coś w stylu lekkiego liftingu. Ten efekt akurat nie występuje zawsze, bo to zależy od kondycji i napięcia Waszej skóry.

Za zbawienne odczucie świeżości po maseczce z ogórka odpowiadają witaminy z gruby A oraz B, które bardzo bogato występują w ogórkach.


Buty w rockowym stylu


Przeglądałam dziś sobie zdjęcia w sieci w poszukiwaniu butów, z ciekawości wpisałam frazę "rock fashion" aby sprawdzić jakie dziewczyny mają fajne buciki pasujące właśnie do rockowego stylu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu praktycznie każda z nich miała buty na bardzo wysokim obcasie (oczywiście czarne). Nie wiem jednak, aby jakakolwiek Pani, która zasłynęła na scenie rockowej miała szpile. Joan Jett, Marie Fredriksson (wokalistka Roxette) czy one nosiły szpilki? Nie! Owszem widziano je na obcasach, i możecie mi tutaj mówić, że w latach 70 i 80 nie było szpilek pewnie i dlatego ich nie nosiły. Moje drogie Panie, według historii szpilki pojawiły się już dawno temu a dokładniej w latach dwudziestych XX wieku. Swój rozkwit szpilki miały w latach 50. Nie ma ich natomiast w modzie rockowej. Warto tu podkreślić, że w prawdziwej modzie rockowej. Oczywiście, że przy takich sławnych panach np. jak Billy Idol kręciły się laseczki ubrane w czarną skórę i szpilki, ale to były tylko "cycki w tle".

Co do moich stylizacji to nie wykluczone, że sobie założę szpilki do rockowej kreacji, ale z pewnością nie będą to wysokie szpile, a tym bardziej nie mam zamiaru nosić ich do krótkich spodenek. Apeluje do Was Panie w takim razie abyście się zastanowiły czy chcecie być "cyckami w tle" czy chcecie wyglądać jak prawdziwe rockmenki (nie lubię tego słowa, ale się przyjęło to użyłam).

Warto by było od razu wspomnieć jakie buciki faktycznie nosiły kreatorki muzyki rock w latach 70 i 80 i taka moja rola aby to Wam przybliżyć.






Moje drogie Panie oto podstawy rocka, które nasze najświetniejsze babeczki nosiły na nogach. Jest obcasik, ale niewielki, czasem go nie ma.. ale jest ciemny kolor, ćwieki i wstawki i jest charakter :-)



Sanne Nijhof


Nie zdarzyło mi się chyba nigdy, żebym spojrzała na modelkę na jakimś zdjęciu i stwierdziła, że ona jest do tego przeznaczona. Wcześniej oczywiście rozpuszczałam się jak czekoladka na widok pokazów Victoria's Secret o czym już pisałam w jednym z pierwszych postów na tym blogu jednak nigdy nie stwierdziłam, że kobieta jest idealna do fotomodelingu. 

Dzisiaj po przypadkowym znalezieniu panny Sanne Nijhof zmieniłam zdanie. Podczas słuchania piosenki 'She's got the look' - Roxette (polecam, przy okazji wspominam, ze Roxette w tym roku koncertuje w Polsce) i przeszukiwania Google Image pod hasłem 'rock style' natrafiłam na tą Panią. Nie do końca zdjęcie oddawało rock style, a bardziej rock n roll style albo happy 70' jednak naprawdę mnie wciągnęło.


To zdjęcie spowodowało, że odczułam niezwykły klimat, którego nie da się określić słowami. Fotograf idealnie ujął lekko mroczne spojrzenie modelki a dodana brązowa apaszka (pod kolor gitary) podkreśla lekkość ale mroczność całości. Strój z przełomów lat 70 i 80 - wszystko jest dobrane idealnie.

Panna Sanne Nijhof praktycznie wzrokiem skrada moją duszę na tym zdjęciu więc postanowiłam poszukać troszkę więcej zdjęć w Sieci i zobaczyć, czy to fotograf jest tutaj cudotwórcą czy panna Nijhof jest modelką idealną. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu panienka Sanne jest po prostu odpowiednia osobą na odpowiednie stanowisko.










To jest kobieta, która oddaje klimat zdjęcia równie dobrze jak osoby oryginalnie z tamtych czasów. Kiedy widzę zdjęcia a la z lat 70, są one bardziej wiarygodne niż zdjęcia niektórych osób z faktycznymi ubraniami z tamtych lat. 

Dziewczyna wygląda jakby miała wzrokiem zabić ale to jest tak oddane jej urokowi i tak idealnie nadaje jej osobowości na zdjęciach, że po prostu nie mogę nic innego rzec jak to, że to modelka idealna. Jest plastyczna jeśli chodzi o ujęcia jednak zawsze ma swój charakter i nigdy nie zostaje po prostu ładnym białym płótnem. 

Notka informacyjna:
Sanne Nijhof, 
urodzona w 1987 roku w Holandii,
zdobywczyni tytułu Holland Next Top Model.

Miło widzieć, że ten program się faktycznie do czegoś przydał, a nie tylko do pokazywania gołego tyłka publicznie. Holandii gratulujemy panny Sanne, a samej pannie Sanne życzę wszelkich możliwości dalszego rozwoju i samych profesjonalnych fotografów.