Gotowanie i ja...

W dzisiejszym poście zabiorę was do mojej kuchni. Ponieważ nie chce mi się robić wieczorem jedzenia, mojemu mężowi również nic się totalnie nie chce, a dodatkowo pójście do sklepu wydaje się wyprawą za ocean -  trzeba coś wymyślić. Stąd właśnie pomysł na bardzo szybkie danie ode mnie dla Was. Jest to danie z kategorii level one, ponieważ praktycznie nie wymaga żadnych umiejętności kucharskich a raczej sprawnej choćby jednej ręki oraz chwilkę czasu.



Punkt 1.
Pierwsze zatem co musicie zrobić to wyszukać sobie w szafce makaron, wstawić wodę do gotowania i ją posolić. Do gotującej się wody wrzucacie makaron. 

!! Pamiętajcie aby zamieszać gotujący się makaron, aby nie przykleił się do spodu garnka. Jeśli nie macie teflonowego garnka i przegapicie gotowanie się makaronu to nasze bardzo szybkie danie może zamienić się półgodzinne czyszczenie garnka. 

W międzyczasie kiedy gotuje się makaron musicie znaleźć kawałek mięsa. Może być to mięso surowe lub zamrożone (jeśli mięso jest surowe i świeże to przejdźcie od razu do punktu 2). Jeśli macie mięso z zamrażalki i jest jeszcze one twarde jak kamień to wystarczy wziać woreczek wsadzić do środka mięso i dobrze zawiązać. Wrzucamy to mięso do gotującego się makaronu i w zależności od tego co to jest za rodzaj mięsa, trzymamy w gotującej się wodzie póki mięso się nie ugotuję. 

Jeśli zależy wam na czasie wystarczy poczekać aż mięso zmieni kolor. Oznacza to, że z wierzchu jest już gotowe do dalszej obróbki na przykład do usmażenia. Jeśli nie możecie z jakiegoś powodu spożywać smażonego mięsa, to niestety zostaje wam jedynie opcja gotowania. Pamiętajcie jednak że mięso trzeba dłużej trzymać niż makaron. Nie chcemy jeść rozpadających się klusek lub twardego mięsa, także musicie wiedzieć, że indyk i kurczak to mięsa, które dość szybko przechodzą od stanu surowości do gotowości do spożycia, natomiast wieprzowinie a przede wszystkim wołowinie zajmuje to znacznie dłużej.

Z doświadczeniem poznacie się na tym że czas w gotowaniu odgrywa bardzo wielką rolę i niestety często trzeba być przy gotującym się posiłku, gdyż możemy przegapić chwile w której będzie najsmaczniejszy. Z doświadczenia wiem, że chwilowe zajrzenie na Facebooka może skończyć się spalonym makaronem i smrodem na cały blok. Nie jest też dobrym rozwiązaniem włączenie palnika na maksimum, ponieważ granica między przypieczonym a spalonym mięsem jest bardzo cienka. 

!! Pamiętajcie, że przypalone potrawy nawet w małym stopniu w smaku przechodzą całe spalenizną, także pomysł, że "najwyżej odkroję to, gdzie jest czarne" nie skutkuje. Mam to już sprawdzone i niestety jak się coś spali, to zaciskamy zęby i restartujemy cały proces.

Punkt 2. 
O ile się jeszcze nie znudziłyście to w tym punkcie wchodzi magia. Kwestia jest taka, że bierzemy szklaneczkę i wszystkie przyprawy jakie mamy. Wlewamy wrzątku do jednej trzeciej szklanki i wrzucamy jedną kostkę rosołową. Ważne jest, aby dobrać kostkę do rodzaju mięsa, kostkę drobiową do kurczaka lub indyka a kostkę wołową do wołu oraz do mięsa wieprzowego. Po rozpuszczeniu kostki, wrzucamy ulubione przyprawy. Mięso kroimy na małe kawałki oraz wrzucamy na patelnię z drobną ilością oleju. Do całości dorzucamy makaron i zalewamy kostką z przyprawami. Całość dusimy, aż mięso przejdzie smakiem przypraw. Pamiętajcie sprawdzać poziom wody, aby całość się nie przypaliła, bo to oznacza koniec zabawy i zaczynamy od nowa. 

Oczywiście jak pisałam na początku nie jestem specem od gotowania i nie jestem chyba nawet w tym dobra, ale warto jest znać swoje możliwości i wiedzieć jak gotować smacznie i mało skomplikowanie. W dobie programów kulinarnych każdy z nas jest naganiany na gotowanie pięknie, majestatycznie i niestety drogo. Nie każdy jednak ma na to czas i dlatego jestem jedną z tych osób, która wyznaje maksymę "lubisz to gotuj" oraz "nie umiesz gotować to nie szalej". Ja często szalałam, ale to było nierozważne, marnowało mój czas i pozbawiało chęci dalszego przebywania w kuchni. 

Mogę powiedzieć zatem, że z doświadczeniem człowiek nabywa więcej pewności siebie i otwiera się przed nim więcej ścieżek rozwoju. Z czasem każda kucharka może zostać Magdą G o ile ma chęci, dobry smak i dużo praktykuje. Z czasem same będziecie czuły, że coś można ulepszyć i wtedy właśnie w naturalny i niegwałtowny sposób Wasze umiejętności ewoluują. 

Podniebna rzeczywistość pary jeansów: 2 część



Jackie wpatrując się w drzwi od sali gimnastycznej podczas przerwy zastanawiała się, planując pod nosem jak pozbyć się ze swoich myśli Adama. To, co jej chodziło po głowie to jedna myśl. 

- Adam nie mógł być idealny - myślała przegryzając kwaśne jabłko i krzywiąc się to nad jabłkiem, to nad tym niekontrolowanym zauroczeniem.

Przecież to tylko człowiek i musi być coś w nim takiego co zburzy w jej oczach jego zapewne nad wyraz niebiański portret. Musiał mieć nieświeży oddech, kurzajkę na stopie bądź chociaż jakieś znamię w dziwnym miejscu. Póki co jednak, spoglądając na niego widziała człowieka w ciele adonisa, z głosem lektora z romansów oraz spojrzeniem, którego w żaden jej sposób nie mogła słowami w pełni opisać. Czyli jednym słowem, totalnie się w nim zadurzyła. 

- A może okaże się, że ma owłosione plecy! - wrzasnęła, wypluwając radośnie kawałeczki przeżutego jabłka.

Niestety widziało to kilka osób, które od razu podłapały temat do plotek, kogo to poznała Jackie, kto ma owłosione plecy. 

Nagle usłyszała głos za sobą, a był to Adam.

- Owłosione plecy u faceta to chyba nic złego 

Nagle w głowie Jackie pojawiła się myśl - a jednak! Adam to nie ideał, tylko plecowa małpa! - jednakże Adam szybko rozwiał tę myśl.

- Mój kumpel takie ma i laski na to lecą - uśmiechnął się zalotnie do stojących po drugiej stronie korytarza dziewczyn i poszedł dalej nie patrząc na Jackie. Może tym lepiej skoro, ich pierwsza rozmowa, o ile można to tak nazwać była o owłosionych męskich plecach, a Jackie była umazana sokiem i kawałkami jabłka. 

Kobieta w Czerwieni - Co mówią zmysły

Obecny mój post ma zadanie tylko poinformować Was króciutko o tym, co się dowiedziałam. Mianowicie dzięki TLC i ich programom o istocie ludzkiej dowiedziałam się, że mężczyźni uznają kobiety w czerwieni za najbardziej seksowne natomiast kobietom panowie najbardziej odpowiadają w kolorze niebieskim.


W sumie się nie dziwię z tym niebieskim. Też jestem zdania, że mój wybranek serca najlepiej wygląda w ciemnym błękicie. Natomiast czy ja mu się najbardziej w czerwieni podobam... tego bym raczej nie powiedziała. Z drugiej jednak strony podobno to jest wybór podświadomy także może mi mówić, że ładnie mi w kanarkowym, ale w głębi czerwony zrobiłby na nim większe wrażenie.

eBook czy Książka?

Od pewnego czasu mam takie przeświadczenie, że telewizja i internet bardzo wyparły tradycyjną papierową książkę. Niektóre z Was z pewnością zawtórują, że przecież teraz mamy tyle czytników do eBooków, że takie coś jak książka nie musi istnieć. Po co z nich korzystać skoro zajmują tyle miejsca w torebce, są ciężkie, często droższe, no i jak się zgubi zakładka to już lipa.

Ja za czasów dzieciaka miałam dostęp tylko do takiej literatury - cyfrowe książki przekraczały nawet pojmowanie tamtejszego człowieka. W bardzo wczesnej podstawówce to nawet nie było mowy o tym, żeby mieć komputer w domu :) tak.. to były czasy wychodzenia na dwór a nie fejsbukowania. Obecnie mam porównanie zatem jak to jest mieć w ręku czytnik ebooków czy iPada z .pdf'em oraz jak to jest trzymać w rękach to samo - tylko w wersji papierowej.


Muszę Wam powiedzieć, że trzymanie w rękach starej książki, z żółtymi kartkami i czytanie o starych czasach, magicznych opowieściach czy burzliwych romansach to jest sens czytania. Jak mogłabym czytać coś z działu opowiadań magicznych lub historię starożytności z elektronicznej zabawki? Im starsza i bardziej zmęczona książka tym lepiej! Natomiast gdy wolę przejrzeć najnowsze publikacje ze świata fizyki kwantowej i ulubionego mojego pisarza Dr Michio Kaku to jak mogłabym o tym czytać z rozpadającej się sterty papieru?

Jednym słowem im starsza opowieść tym starsza książka powinna znajdować się z naszej dłoni, a nowinki techniczne czytajmy sobie za pomocą eBooków :)

Grzybobranie - czyli sposób na ładną niedzielę



Wczoraj był tak piękny i słoneczny dzień, że musiałam wyrwać się z czterech ścian mojego wynajmowanego mieszkanka i udać się gdzieś na łono natury. Udało mi się tym razem wyrwać męża na grzybobranie. Ostatnim razem jak byliśmy zebraliśmy razem 6 grzybów jadalnych+ 1 jeden niezidentyfikowany także poszedł pod odstrzał. Oczywiście za każdym razem jedziemy do mojego taty na "obczajkę" czy zebrane przez nas skarby są tym, czym nam się wydaje że są. Niestety takie nooby jak my mogą się łatwo pomylić. Mąż zbiera tylko to co zna czyli: podgrzybki, zające, prawdziwki. Ja bym nie pogardziła kurkami, maślakami. Dodatkowo zbieram też coś co nie ma blaszki pod spodem i wygląda jadalnie (choć te mi tata na ogół odrzuca).

Tym razem (wczoraj), po grzybobraniu znaleźliśmy to:


Nie wygląda jakby było ich dużo, ale zajęły pokrojone i obrane górzysty garnek 5 litrowy. Większość z nich to znajdki mojego męża (jakieś 80%).

Natomiast ja, ze względu na brak szczęścia lub kiepski wzrok skupiłam się na udokumentowaniu tego, czego nie wzięłam a co było na tyle ładne, że zasłużyło na uwiecznienie.

Na sam początek przepiękna huba drzewna


z bliska


Przyznajcie, że to prawdziwa piękność. Ładna, jasna huba obok ściętego drzewa.

Poniżej nieznane nam grzybki (nie zbieraliśmy). Bardzo ciekawe, o soczystych kolorach i bardzo delikatnej skórce, wyglądały jak płatki od uszu.




Następnie huba innego typu - ciemniejsza, bardziej bagienna i mokra - już nie taka ładna, ale to przecież kwintesencja lasu.


Poniżej troszkę rozmazana, ale jednak widoczna żabka. Ładna, taka malutka, nie obślizgła, brązowa żabka.


W lesie w pewnym momencie znaleźliśmy malutką łączkę a na niej było wiele roślin, których nie mogłam rozpoznać i takich, których nie kojarzę z pobliskiej łąki. Zlazłam tak elastyczne i zielone rośliny, które wyglądały jak plastikowe.

  
Znalazłam również grzybka, którego umie narysować każde dziecko, ale coraz rzadziej można to znaleźć w lesie. Oczywiście nie zbierałam, ani nie dotykałam.



Na sam koniec baaardzo mocno mi się wydaje, że znalazłam grzybki halucynki, nie zebrałam więc nie wiem czy to są te, ale sam fakt, że to mogły być te ubarwił mi dzień.



Bardzo jestem ciekawa, czy Wy też chodzicie na grzyby, a o ile tak, to jakie grzyby zbieracie.




Wyjście nocne i co dalej?

W dzisiejszym poście będzie troszeczkę o makijażu, ale inaczej niż zwykle. Jeśli widziałyście mój ostatni film o makijażu widoczny poniżej, to wiecie ile czasu zajmuje mi przygotowanie się mniej więcej do wyjścia wieczorem.



Co jednak gdy dodam do tych 17 minut jeszcze nakładanie peeling (który często jest mi niezbędny), kremowanie i nakładanie podkładu? Zapewne z 25 minut może mi nie wystarczyć. Jeśli jeszcze do tego dojdzie fakt, że warto byłoby odświeżyć włosy, bo byłam akurat gdzieś, gdzie mogły te włosy oklapnąć (zamknięte restauracje pełne oparów, sauna) to kolejne pół godziny (już przy krótkich włosach) na umycie i wysuszenie. To nam daje godzinkę. 

Wiadomo, że o ile wyjście wieczorne różni się od wyjścia od tak do pracy czy do szkoły, to trzeba inaczej się ubrać. Wybieranie tej naszej akceptowalnej kreacji niestety czasem przeradza się z "wybiorę coś na szybko, 5 minut i wychodzę" na "już 3 raz, próbuję coś dobrać do tych rurek, może wtedy coś innego...". Każda z nas wie jak czasem trudno jest pogodzić się ze swoim estrogenem i poczuć się w końcu dobrze w tym co się z tej szafy wybrało. Nasz cykl miesięczny sprawia, że raz wybieramy ciuszki szybciej i jesteśmy w stanie łatwiej zaakceptować to, jak w nich wyglądamy a czasami zdarza się powiedzieć "no ja nie mam co na siebie włożyć!". 

Hormony nie pomagają nam w szybkim ogarnięciu się dlatego do naszej godziny (make up, włosy) dochodzi czasem i kolejna godzina na dobór odzieży. Dziewczyny, to są dwie godziny z Waszego życia. A często po wybraniu tego wszystkiego i tak dochodzimy do wniosku, że wszystko nie tak i musimy się przebrać, a przez ten czas makijaż się już rozmazał, albo ten cień już nie pasuje do tego nowego stroju. 

Co można zrobić, aby uniknąć całego tego zamieszania i straty czasu? To, co ja robię to planowanie wszystkiego dzień wcześniej. Wybieram ubrania po dobrym humorze, po najedzeniu i napiciu się i przy dobrej muzyce. Wtedy na ogół mam dobry humor i czuję się dobrze we wszystkim co w miarę do siebie pasuje i właśnie oto chodzi moje Panie. O ile nie wybieracie się na "rewię mody" i strój gra raczej rolę drugoplanową to nie traćcie tyle czasu, na coś co jest tak mało istotne.

Żeby nie było - nie namawiam do tego, aby iść w byle czym i nie zakryć nawet pryszcza korektorem, ale miejmy umiar i wybierajmy strój szybciej o

Azjatycki sposób na przycinanie grzywki

Nie wiem ile z Was miało kiedykolwiek grzywkę, ale ja miałam przez bardzo długi czas i problemem zawsze było, aby ją ładnie obciąć. W salonach czasami się zdarzało, że robili tak jak chciałam, ale na ogół i tak wychodziło mi samej to lepiej.

Podcinanie grzywki na ogół trwało trochę czasu i czasem zdarzało się, że trzeba było jeszcze dwa czy trzy razy poprawił, bo było krzywo. Jednakże czy faktycznie krzywo znaczy źle? Ilekroć widzimy dziewczyny z grzywką jak to się mówi "jak od linijki" i nie zawsze im pasuje akurat takie mocno proste cięcie. Jeśli jednak należycie do grupy dziewczyn, które właśnie takie podjęcie preferują to możecie odetchnąć z ulgą. Przeglądając sobie aukcje internetowe natrafiłam na bardzo infantylnie wyglądający zestaw do podciania grzywki.

Niegdyś jak wyżej wspomniałam określało się prostą grzywkę jako "odciętą jak od linijki", azjaci jednak poszli o krok dalej i odcinają grzywkę od poziomicy!



Cały zestaw to odpowiednio wyprofilowane nożyczki, które pozwalają uzyskać efekt lekkiego nieładu (ze względu na ząbki w nożyczkach). Dodatkowo dołączona jest mini poziomica (znana ze skrzynki z narzędziami taty). Poziomica ta posiada chropowatą powierzchnię aby kosmyki się wypadały.


Myślicie, że jest do dobry pomysł czy raczej nie zdałoby coś takiego egzaminu?

Sukienka Nude na jasnolicej

Kilka dni temu gdy pogoda przeżywała swoje najpiękniejsze dni w tym roku postanowiłam, że założę sobie sukienkę. Miałam wtedy iść z mężem do teścia na obiad. Gdy już wbiłam się w kieckę, dobrałam dodatki i poszłam pokazać się mężowi i pozbierać z jego ust komplementy okazało się, że mój look się jemu totalnie nie podoba.

Nie wiem jak Wasi faceci, ale mój mąż jeśli głośno wygłasza, że mu się nie podoba mój strój no to według niego musi być już naprawdę źle. Mąż stwierdził, że moja kiecka w kolorze nude wygląda babcinie i wiocha się tak ze mną pokazać. Co prawda sukienka posiadała taki styl romantyczny i zwiewny co mogło się kojarzyć z modą lat 50tych, ale on stwierdził, że chodzi o ten "paskudny" kolor. Także sukieneczka sobie leży w szafie i nie mam pojęcia co z nią zrobić.

Sukienka wygląda coś jak ta poniżej tylko jest rozkloszowana i zwiewna na dole, długość się zgadza.



Nie wiem, jak sądzą mężczyźni ale według mnie to wygląda fajnie, romantycznie i elegancko, ale według mego Pana jest go babcine. 

Ciekawa jestem Waszej opinii, czy sukienki nude na dziewczynach o jasnej karnacji to dobry wybór?


Sandały Gladiatorki | Kilka ciekawych pomysłów

Przyszło już chyba prawdziwe lato, jeszcze kilka dni a będziemy mogli śledzić temperaturę wody, kupować stroje kąpielowe oraz rezerwować leżaki na plaży. Wielu z moich znajomych już przy pierwszych dniach pięknej pogody zaczęło się pojawiać na plaży. Chyba wszystkie matki małych bobasków, bo przecież to świetna zabawa pobawić się w gorącym i w miarę czystym piasku plażowym.

Ja jednak zaczęłam myśleć o tym jakie mam buty na letni sezon. Jedni mogliby stwierdzić, że w sumie baleriny to dobry pomysł, ale według mnie przy temperaturze powyżej 25 stopni Celsjusza to baleriny nie stanowią dobrego rozwiązania. Gdy jest tak ciepło nogi muszą oddychać, a ja nie cierpię jak przegrzewają mi się stopy i puchną. Stąd też pomysł na poszukiwanie ciekawych sandałków. Od pewnego czasu jestem po prostu fanką gladiatorek, jeszcze zanim wiedziałam, że się tak nazywają. Mam jedną parę, superwygodnych, cielistych gladiatorek z gumką, ale już zaczynają wyglądać mało estetycznie, stąd moje poszukiwania w sieci.

Oczywiście o ile czytałyśmy moje jakiekolwiek poprzednie posty to wiecie, że pierwsze swoje kroki nie kieruje do sklepów (choć ostatnio często bywam w Deichmannie, bo mam 5minut powolnym krokiem z domu), ale do portalu zakupowego eBay. 

Poniżej przedstawiam Wam ciekawe gladiatorki, które znalazłam od ceny 40 do 80zł. Może Wam też coś przypadnie do gustu :-)








Jest dużo ciekawych obniżek, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak długo będą te promocje trwały także o ile się coś Wam podoba to radzę szybko sprawdzić.

Myślę, że do końca maja 2014 na pewno będą a czy dalej to nie wiem.

Czapeczki z daszkiem NY

Czapeczki z daszkiem to już chyba starszy wynalazek niż koło, czy dynamit a wciąż nam towarzyszy i w prawie niezmienionej formie pojawia się na wybiegach, w teledyskach, na ulicach i klubach.

Od dłuższego czasu możemy zobaczyć wielu znanych raperów, których teledyski na YouTube osiągają miliony odsłon a konto w banku przewyższa deficyt Polski, którzy noszą pewnego rodzaju czapeczki z daszkiem. Mam na myśli czapeczki gasta z prostym daszkiem i sygnaturą NY (new York) na przodzie czapeczki.

Sama osobiście nie posiadam czapeczki z NY, choć z pewnością gdybym częściej nosiła się jak gasta Blink Blink to bym celowała właśnie z takie itemy uzupełniające mój look.

Dzisiaj chciałabym Wam w tym poście zaprezentować niedrogie czapeczki NY w cudownie owocowych i soczystych kolorach (jak z teledysku LMFAO), które idealnie wyglądają do opalonej letnim słońcem skóry i luźniej białej koszulki.


Mamy tutaj zarówno kolorystykę odpowiednią dla kobiet jak i dla mężczyzn, jak już wspomniałam soczystość barw zniewala tak, że ja osobiście nie umiałabym skusić się tylko na jedną z nich.

Cena nie jest wysoka $10,44 za jedną, koszty wysyłki gratis. Wychodzi na to, że czapeczka kosztuje nas jakieś 32zł, co nie rzadziej jest taniej niż to co możemy znaleźć w sklepach na naszych osiedlach. Tym bardziej kto wie... jakby poszukać dalej może znalazłyby się jeszcze tańsze egzemplarze.

Promocja na koszule TOMMY HILFIGER - Prezent na Dzień Ojca

Mój przewspaniały jeden ze środków komunikacji z najnowszymi trendami i źródło świetnych deal'ów - eBay postanowił wyjść z inicjatywą i dać małą wskazówkę wszystkim tym kochającym córeczką co kupić tacie na Dzień Ojca, który czeka nas pod koniec czerwca.

eBay wprowadził zniżki na koszule Tommy Hilfiger.


Dla tych wszystkich Pań, które twierdzą, że może nie do końca wiedzą czy koszula to dobry pomysł i nie wiedzą jaki rozmiar kupić eBay podpowiada dalej...

Może wtedy coś luźniejszego?

40% zniżki na fajne i modne sportowe dodatki to niezła gratka, ale co jeśli tata woli siedzieć na kanapie niż spędzać ranki wstając z pianiem koguta aby biegać?

Może w takim razie coś bez użycia czego większość mężczyzn nie wyobraża sobie iść do pracy?


Nie wiem jak Wasi ojcowie, ale mój zawsze dba oto aby nie zarastać i iść ogolonym do pracy, więc coś z tych tutaj przedmiotów to całkiem dobry pomysł na prezent dla akurat mojego taty, ale co jeśli Wasi ojcowie nie golą się sami a zapuszczają zarost i podcinają u fryzjera/stylisty?

To może w takim razie iść troszkę na bogato, troszkę gustownie a z pewnością elegancko?


Ja akurat już zakupiłam tacie zegarek jakiś czas temu, więc chyba jednak skupię się na przyborach do golenia, albo na czymś do ćwiczeń, bo mój tata od pewnego czasu ćwiczy na domowej siłowni.

A Wy dziewczęta co macie zamiar sprezentować tatom na ich dzień?

Paznokcie z grafenu

Witam!

Ostatnio natrafiłam na bardzo fajny produkt o nazwie grafen. W sumie nie wiem czy mogę to nazywać produktem, bo to coś co już "żyło" sobie w naturze a jedynie niedawno zostało docenione. 

Tutaj można przeczytać o tym, że grafen to super wytrzymały i bardzo elastyczny materiał złożony tylko i wyłącznie z węgla! Głupi pomysł mi może wpadł do głowy, bo się zaczęłam zastanawiać jakby zaczęli z tego robić np sztuczne paznokcie. Jakby robić z niego sztuczne paznokcie to mógłby się okazać sztucznymi paznokciami na całe życie! Z tego co czytałam to sam w sobie jest bezbarwny jak diament (przeźroczysty), więc wystarczyłoby dodać jakiegoś ciekawego barwnika i mielibyśmy super pazurki w praktycznie niezniszczalnej formie! 

Z drugiej jednak strony, skoro sztuczne paznokcie zrobione z naturalnego węgla (nie szajsowatego plastiku), które wytrzymują wszystko musiałyby przyklejone jakimś super klejem. Kolejne pytanie, czy faktycznie kobiecie potrzebne są tak wytrzymałe paznokcie? Nie wiem jak Wam, ale mi się kolor na paznokciach bardzo szybko nudzi :) Chyba żeby zrobić sobie grafenowy french i najwyżej na niego jakiś lakier pomalować. Co Wy o tym myślicie?

Będę śledzić ten temat i zdawać raporty na jakim etapie są naukowcy, ponieważ póki co szukają taniego sposobu na wytwarzanie grafenu i to ich hamuje przed dalszym rozwojem.